niedziela, 11 marca 2018

Miała baba

Przepis na zabawę towarzyską o walorach edukacyjno-muzyczno-folklorystycznych rozgrywaną rodzinnie w przestrzeni wewnątrzautowej (jakkolwiek oksymoronowato by to nie zabrzmiało). Rozpoczyna ten, kto czuje wewnętrzną potrzebę się uzewnętrznienia, zwykle od przypomnienia wersji klasycznej: „miała baba koguta, wsadziła go do buta, siedź, o mój miły kogucie, jakże ci tam w tym bucie jest?”.
W tym momencie sugerujemy, co baba miała i gdzie sobie to wsadziła, oczywiście przy założeniu, że baba miała jakieś okazy zoologiczne i wsadzała je do miejsc, w które można, przy odrobinie wysiłku, coś wsadzić. 
Tak, wiem, że przy odrobinie wysiłku można wsadzić wszystko wszędzie.
Wczorajsza trasa Pieńsk- Studniska Dolne ujawniła, że baba miała żyrafę i wsadziła ją na szafę, że miała pawiana i wsadziła do siana, kurę wsadziła w dziurę i tak dalej. Wielki entuzjazm Jagienki wzbudził fakt, że miała baba owsika i wsadziła do nocnika a wróbelka do kibelka. Nurt fekaistyczny w humorze nie wygasa. Zosia pociągnęła temat rekina, z którym baba poszła do kina. Tata zasugerował, że oglądali tam „Szczęki” i wydawali dźwięki. A potem można było zacytować motyw z wyżej wspomnianego filmu, skomponowany przez Johna Williamsa (swoją drogą ma chłop talent do wpadających w ucho melodii) i opowiedzieć o żarłaczach, rekinach tygrysich i innych młotach. Nigdy nie jest za wcześnie na edukację.
Walory są niewątpliwe. Wczoraj przerobiliśmy po łebkach faunę światową, ale podejrzewam, że w dłuższej trasie trzeba by zahaczyć o drobnoustroje, bezkręgowce mórz arktycznych i gryzonie Ameryki Południowej. I moglibyśmy je sobie wsadzić.
Jazda autem z dziećmi to niezła jazda, no nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz